Bieżący rok jest pod wieloma względami nietypowy… nie mam tu na myśli pandemii Covid, szalejącej inflacji czy nawet wojny w Ukrainie. Żadna z tych rzeczy boleni nie obchodzi. Ale w przyrodzie również jest nietypowo: najpierw długa, mocno przeciągająca się wiosna, a co za tym idzie długo utrzymująca się zimna woda w naszych rzekach. W środkowej Wiśle, w okolicach Warszawy, bolenie skończyły tarło w ostatnich dniach kwietnia, a później przez co najmniej dwa tygodnie powoli dochodziły do siebie prawie nie żerując.
Czerwiec zaskoczył nas wysokimi temperaturami, które w połączeniu z brakiem deszczu spowodowały szybko spadający poziom rzek oraz rosnącą temperaturę wody.
Sytuacja ta nie jest najlepsza dla ryb, ale (przynajmniej w krótkiej perspektywie) doskonała dla wędkarzy! Bolenie intensywnie żerują, nie tylko o świcie i wieczorem, ale także w środku palącego dnia! Dodatkowo, grupują się w miejscach, gdzie mają dość pokarmu i dobrze natlenioną wodę. Wystarczy wiedzieć, gdzie są takie miejsca i podać odpowiednio dobraną przynętę, żeby nałowić się do syta 🙂
W ciągu ostatnich dwóch tygodni każda nasza wyprawa kończy się przynajmniej kilkoma rybami, które po szybkim zdjęciu wracają do wody.