Żurawie na łąkach Puszczy Białowieskiej – pierwsze oznaki wiosny
Przedwiośnie w Puszczy Białowieskiej to czas przejścia – moment, w którym zima jeszcze nie odpuszcza całkowicie, ale słońce coraz częściej zagląda przez korony drzew, a zapach topniejącej ziemi zapowiada odrodzenie. Wyruszyliśmy tam właśnie w takim czasie – między mrozem, a rozmarzającą ziemią, kiedy światło zmienia barwę, a las zaczyna oddychać inaczej. Towarzyszyła mi dwójka gości odwiedzających Polskę po raz pierwszy. Zależało mi, by pokazać im kraj nie tylko od strony zabytków czy kuchni, ale poprzez to, co najcenniejsze – dziką przyrodę.
Pierwsze kroki skierowaliśmy ku podmokłym łąkom otaczającym puszczę. To tam, na przełomie lutego i marca, zbierają się żurawie. Ich donośny klangor niósł się po okolicy, zanim jeszcze dostrzegliśmy pierwsze sylwetki. W porannej mgle, wśród topniejących resztek śniegu, zaczęły siadać pojedynczo, a potem grupami, tworząc wielkie, majestatyczne stado. Stały po kolana w wodzie, niektóre z uniesionymi skrzydłami, inne już uspokojone, z dziobami schowanymi w piórach. Widok był poruszający – jakbyśmy weszli w środek ceremonii powitania wiosny. Moi goście, choć wiele widzieli, patrzyli z otwartymi ustami. Dla nich Polska zaczęła się od dźwięku i lotu żurawi.
Obserwacja dzikiej zwierzyny – sarny i pierwsze ślady żubrów
Dalsza droga wiodła przez wiejskie polany i leśne dukty. Tam czekały na nas sarny. Z początku przemykały w pośpiechu, ale z czasem, jakby oswojone naszą obecnością, zatrzymywały się na polanach, spoglądały na nas z ciekawością. Spotkaliśmy ich wiele – samice z młodymi, samotne kozły, całe drobne grupy przemieszczające się z jednego skraju pola na drugi. Każda sylwetka była jak malowana – zgrabna, ostro zarysowana na tle szarobrunatnej przestrzeni przedwiośnia. Chociaż to gatunek pospolity, w tym kontekście każda sarna była symbolem – znakiem obecności życia w surowym krajobrazie, który dopiero przygotowuje się na nadejście zieleni.
Do Puszczy Białowieskiej wkroczyliśmy od strony bardziej znanych ścieżek, ale szybko zboczyliśmy z utartych szlaków. Las w tym okresie jest wymagający – grząski, wilgotny, miejscami pełen błota – ale też prawdziwy. Szukaliśmy śladów obecności żubrów. To one były naszym głównym celem. Tropy pojawiły się niemal od razu. Odciski racic, połamane gałęzie, świeże odchody – wszystkie znaki mówiły jasno: były tu niedawno. I rzeczywiście – w pewnym momencie, między kępami olch, dostrzegliśmy sylwetkę. Ogromny byk żubra stał nieruchomo, czujny, gotowy do odejścia. Patrzył na nas może przez trzy sekundy, ale wystarczyło, by poczuć jego obecność jak uderzenie. Po chwili zniknął w gęstwinie. Nie zdążyliśmy sięgnąć po aparat. Nie było żalu – takie spotkania są bezcenne, nawet jeśli nie zostają zapisane na matrycy aparatu.
Gdzie zobaczyć żubra – polany i obrzeża Puszczy Białowieskiej
Zmieniliśmy strategię – zamiast zagłębiać się w gęstwiny, zaczęliśmy odwiedzać kolejne polany i obrzeża lasu. Z doświadczenia wiem, że o tej porze roku właśnie tam żubry lubią wychodzić na żerowiska – w poszukiwaniu zielonych pędów, pozostałości roślinności i młodych pąków. Po kilku godzinach udało się – najpierw trafiliśmy na stado, które spokojnie żerowało na śródleśnej polanie. Dorosłe osobniki z młodymi przemieszczały się niespiesznie, co jakiś czas podnosząc głowy i spoglądając w naszym kierunku. Odległość była wystarczająca, by ich nie niepokoić, ale dość bliska, by poczuć emocje. Promienie słońca, które zaczęło chylić się ku zachodowi, nadawały całej scenie złocisty odcień.
Myśleliśmy, że to już koniec, ale na skraju puszczy czekała na nas jeszcze jedna niespodzianka. Drugie stado – kilka osobników – stało niemal jak przygotowane do zdjęć. Król puszczy na tle zachodzącego słońca… Ustawiły się niemal teatralnie, jakby wiedziały, że właśnie w tej chwili warto pozostać w bezruchu. Zrobiliśmy wtedy najpiękniejsze zdjęcia tej wyprawy.
Puszcza Białowieska w marcu – przyroda, która zostaje w pamięci
Po drodze widzieliśmy też myszołowy – w powietrzu, na gałęziach, czy szybujące nad polami. Te ptaki, choć często pomijane, mają w sobie majestat i spokój. Dla nas to też symbol dzikiej Polski – obecny, ale nienachalny. Nasi goście byli zafascynowani ich elegancją i tym, jak łatwo wpisują się w krajobraz.
Wyprawa do Puszczy Białowieskiej to coś więcej niż tylko obserwacja zwierząt. To wejście w świat, który rządzi się własnym rytmem. Nie daje nic na zawołanie, ale jeśli przyjeżdżasz z otwartością i cierpliwością – oddaje więcej, niż można się spodziewać. Ta podróż przypomniała nam, jak niewiele trzeba, by poczuć bliskość natury: trochę czasu, uważność i gotowość na niespodziewane. Takie dni zostają w człowieku na długo – jak ślady na ścieżce, które nie znikają po pierwszym deszczu, ale wpisują się w pamięć na trwałe.






